Udany kontratak Ukrainy oznacza, że po raz pierwszy w ciągu 22 lat sprawowania władzy przez prezydenta Rosji Władimira Putina, musi on zmierzyć się z elitami, które nie zgadzają się z nim w kwestii strategicznych decyzji dotyczących wojny Rosji na Ukrainie i tego, jak ta wojna może się zakończyć. Rozpoczynając wojnę nie tylko bez wewnętrznych dyskusji, ale nawet bez poinformowania kluczowych graczy, Putin podjął ogromne ryzyko polityczne. Gdyby wojna przebiegała dobrze, to ryzyko by się opłaciło, ale dziś, gdy Ukraina kontratakuje, a Rosja się wycofuje, pojawiają się pytania o decyzje Putina. Pojawiają się obawy, że Rosja może przegrać. Jeśli prezydentowi nie uda się przekonać elit, że pozostaje silnym przywódcą, który jasno rozumie, dokąd prowadzi kraj, polityczny rezim Putina stoi pod znakiem zapytania.

To prawda, że część rosyjskich elit – najpotężniejszych, najbardziej ambitnych i dominujących graczy – uważa wojnę za katastrofę. Jednak praktycznie wszyscy w elitach nie tylko rozumieją motywy polityczne Putina, ale także podzielają jego rozumienie sytuacji i motywy rozpoczęcia wojny. Polityczny mainstream pozostaje znacząco antyzachodni i antyliberalny, nie uznaje Ukrainy za pełnoprawne państwo i marzy o wstrząsie światowym porządkiem w ramach zemsty za 30 lat zachodniej arogancji. Wielu uważa, że Rosji nie pozostało nic innego, jak zrobić coś katastrofalnego, co zniszczy obecny porządek i da szansę na jego odbudowę w bardziej sprawiedliwych historycznie okolicznościach.

W konsekwencji, w pierwszych tygodniach wojny w lutym i marcu, elity skonsolidowały się wokół Putina. Nawet ci, których można było uznać za wewnątrzsystemowych liberałów lub technokratów – ci, którzy patrzyli na działania Putina ze zgrozą i rozpaczą – okazywali uległość. Wielu obarczało winą za ten geopolityczny koszmar nie Putina, lecz Zachód. Chcesz poznać bliżej sylwetkę tego polityka? Sprawdź popularną książkę o Putinie.

W pierwszych fazach, aż do kwietnia, wielu miało nadzieję, że wojna szybko się skończy – oczywiście zwycięstwem Rosji, czy to w postaci porozumienia pokojowego z Ukrainą, czy też całkowitej klęski Ukrainy. Nieuchronne zwycięstwo Rosji było kwestionowane jedynie pod względem kosztów i czasu trwania. Pod koniec wiosny zrozumienie, że konflikt może ciągnąć się latami, stało się konwencjonalną mądrością: Rosja nie może przegrać, po prostu dlatego, że Ukraina nie może wygrać.

A może jednak? We wrześniu wiele się zmieniło. Niespodziewanie udany kontratak Ukrainy, jej pierwszy od początku wojny, wywołał wśród rosyjskich elit poważne obawy i lęki. Mianowicie, co jeśli Rosja faktycznie może przegrać? Co ważne, wątpliwości te koncentrują się nie tyle na możliwościach rosyjskiej armii czy jej potędze militarnej (choć to też budzi niepokój), ale – co ważniejsze – na Putinie i jego zdolności do kontrolowania sytuacji.

Zaczęły się kumulować obawy, a coraz więcej pytań pozostaje bez odpowiedzi. Czy Rosja zamierza zaanektować okupowane terytorium? Czy i kiedy przeprowadzi referendum w sprawie przynależności tych terenów do Rosji? Które regiony Ukrainy zabierze? Czy jest w stanie je utrzymać? Gdzie Moskwa znajdzie kadry do służby w administracji publicznej? Czy Kreml ogłosi oficjalną mobilizację wojskową? Do dziś pytań przybywa, a mimo to Putin milczy. Powiedział jedynie, że wszystko idzie zgodnie z planem i „wszystkie cele operacji specjalnej zostaną osiągnięte”. Rosyjska przestrzeń informacyjna, od mediów opozycyjnych po wewnątrzsystemowe, została zalana plotkami, przeciekami i przypuszczeniami, które najwyraźniej pochodzą z Kremla. Nic jednak nie brzmi przekonująco i nic się nie sprawdziło.